Po skończonych pracach przygotowawczych pełni nadzieji w powodzenie zrobiliśmy szybki research, gdzie możemy pojechać na pierwszą wyprawę. Sortując różnego rodzaju przewodniki po atrakcjach śląska i małopolski wybraliśmy Czorsztyn. Był to dla nas obojga sentyment z racji wycieczek szkolnych w Pieniny. Co ciekawe byliśmy razem na tej samej wycieczce nie wiedząc jeszcze osobie, że istniejemy. Agnieszka jest głównym koordynatorem wycieczki, dba zawsze o całą logistykę żywieniowo-ubraniową. Po spakowaniu się wyruszyliśmy, wszystko z początku szło gładko, transit jechał jak żyleta do momentu gdy zobaczył góry wtedy się na nas obraził i pierwszy raz przy zmianie biegu z 4 na 5 zgasł. Pomyśleliśmy no to koniec naszej wycieczki, ale ku naszemu zdziwieniu odpalił. Radość nie trwała długo po 15 km znowu zgasł. Wystąpiła analogiczna sytuacja po ponownym włączeniu silnika odpalił od szczała. Dotarliśmy do jeziora Mucharskiego rozłożyliśmy stolik i krzesełka i pierwszy raz poczuliśmy wolności. Pogoda była piękna świeciło słoneczko które pięknie rozświetlało wodę. Zostaliśmy tam aż do zachodu słońca.
Z racji zbierania się szemranego towarzystwa nad jeziorem postanowiliśmy o dotarciu do Czorsztyna. Droga była jak przez mękę gasł nam co 15-20 km w najmniej odpowiednich momentach. Po kilku godzinach dojechaliśmy nad jezioro Czorsztyńskie. było już zupełnie ciemno nic dziwnego z racji gaśnięcia busa 100 km zajęło nam 5 godzin. Zmęczeni dniem pełen wrażeń zaopatrzeni w 100l zbiornik na wodę zadbaliśmy od podstawowe zabiegi higieniczne (kąpiel na waleta dla żony była bardzo zabawna świecąc na mnie latarką haha 😓😓😓). Zasnęliśmy bardzo szybko, ale budząc się byliśmy pełni zachwyty przez to co zobaczyliśmy przez okno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz